piątek, 16 lipca 2010

Pasta makrelowa

Ostatnio było o piłce i kuchni, dziś będzie o muzyce i kuchni, bo tworzenie pasty makrelowej kojarzy mi się nieco z Beethovenem. Wielki ów kompozytor ogłuchł pod koniec życia, a mimo to nie zaprzestał komponowania. Zawsze zastanawiałam się jak on to robił, skoro w ogóle nie słyszał tego co tworzy. A jednak innym się podobało. Do dziś pozostaje to dla mnie fenomenem w historii muzyki. Co ma wspólnego Beethoven z pastą makrelową? Otóż tylko tyle, że jak ją robię, to w ogóle jej nie próbuję, bo ma same paskudne dla mnie rzeczy w środku jak cebula surowa czy majonez. Innym natomiast jakoś smakuje. I jeszcze dla formalności powiem, że nie uważam się przez ten proces tworzenia, za jakiegoś wirtuoza kuchni, tak tylko czasem, robiąc potrawy dla mnie niejadalne (bo takich jest więcej), myślę sobie, że jak się chce to wszystko można zrobić. Tak też zrobiłam całą michę pasty makrelowej (niestety nie pamiętam skąd mam przepis):
Składniki:
średnia wędzona makrela
jajko ugotowane na twardo
pół niedużej cebuli
średni ogórek konserwowy
łyżeczka dowolnej musztardy
kilka łyżek majonezu
sól
pieprz
mielona papryka (słodka lub ostra - wg uznania)

1. Cebulę, ogórek i jajko pokroić jak najdrobniej.

2. Makrelę obieramy ze skóry, pozbawiamy kręgosłupa i na ile to możliwe ości. Rozgniatamy widelcem.

3. Łączymy wszystkie składniki, dodajemy przyprawy, musztardę i majonez i wszystko razem zagniatamy na pastę.

czwartek, 15 lipca 2010

Makaron z sosem pomidorowo-śmietanowym

Od niedzieli noszę się z zamiarem jakiegoś spektakularnego powrotu na blog. No albo przynajmniej powrotu cichego, ewentualnie podaruję sobie spektakularność. Musiałam tylko odczekać kilka dni, żeby móc oprzeć się pokusie pisania o mundialowych emocjach, Hiszpanach, błędach Webba, ilości goli w meczu o III miejsce i fauli w finale. W końcu to nie blog o tematyce piłkarskiej, a o dziedzinie, która potrafi dostarczyć na pewno nie mniej wrażeń :) Adrenaliny co prawda jakby mniej niż na boisku, chociaż ostatnio udowodniłam, że nawet z kuchni można wyjść z obolałymi nogami i nie trzeba do tego bojowo nastawionych Holendrów (wystarczy zrzucić sobie metalowy talerz do owoców na stopę). Ale wracając do rzeczy. Dzisiejszy makaron to świetna propozycja dla pogodzenia tych, którzy wolą sosy pomidorowe do makaronu (np. ja) z tymi, którzy wolą śmietanowe (Mój Mąż). I w dodatku warto ugotować tego sosu więcej, ponieważ mam wrażenie, że najlepiej smakuje następnego dnia, odsmażony razem z makaronem na patelni.

Nie podam źródła przepisu, ponieważ przeszedł wyjątkowo znaczną modernizację i nie przypomina tego początkowego.


Składniki (na 3-4 porcje):
300-400g makaronu tagliatelle
1 duża cebula
3 duże pomidory
1 czerwona papryka
2-3 ząbki czosnku
150-200g wędzonego boczku
150-200g gęstej śmietany (może być kwaśna)
2 czubate łyżki masła
sól
pieprz
oregano
bazylia
majeranek
żółty ser do posypania

1. Boczek, cebulę, paprykę i pomidory kroimy w kostkę. Czosnek przeciskamy przez praskę.

2. Gotujemy makaron al dente.

2. Na patelni rozpuszczamy masło i wrzucamy pokrojoną cebulę, posypujemy solą, pieprzem i szczyptą majeranku i szklimy przez chwilę. Dorzucamy boczek, a gdy tłuszcz się wytopi, również czosnek i paprykę. Podsmażamy na małym ogniu 5-8 minut.

3. W tym samym czasie mieszamy dokładnie śmietanę z pomidorami, doprawiamy bazylią i oregano i gdy papryka lekko zmięknie, również dorzucamy na patelnię. Podsmażamy jeszcze ok. 8 minut na małym ogniu, doprawiając jeśli jeszcze potrzeba.

4. Podajemy makaron, polewamy sosem i posypujemy żółtym serem.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...