Ostatnio było o piłce i kuchni, dziś będzie o muzyce i kuchni, bo tworzenie pasty makrelowej kojarzy mi się nieco z Beethovenem. Wielki ów kompozytor ogłuchł pod koniec życia, a mimo to nie zaprzestał komponowania. Zawsze zastanawiałam się jak on to robił, skoro w ogóle nie słyszał tego co tworzy. A jednak innym się podobało. Do dziś pozostaje to dla mnie fenomenem w historii muzyki. Co ma wspólnego Beethoven z pastą makrelową? Otóż tylko tyle, że jak ją robię, to w ogóle jej nie próbuję, bo ma same paskudne dla mnie rzeczy w środku jak cebula surowa czy majonez. Innym natomiast jakoś smakuje. I jeszcze dla formalności powiem, że nie uważam się przez ten proces tworzenia, za jakiegoś wirtuoza kuchni, tak tylko czasem, robiąc potrawy dla mnie niejadalne (bo takich jest więcej), myślę sobie, że jak się chce to wszystko można zrobić. Tak też zrobiłam całą michę pasty makrelowej (niestety nie pamiętam skąd mam przepis):
Składniki:średnia wędzona makrela
jajko ugotowane na twardo
pół niedużej cebuli
średni ogórek konserwowy
łyżeczka dowolnej musztardy
kilka łyżek majonezu
sól
pieprz
mielona papryka (słodka lub ostra - wg uznania)
1. Cebulę, ogórek i jajko pokroić jak najdrobniej.
2. Makrelę obieramy ze skóry, pozbawiamy kręgosłupa i na ile to możliwe ości. Rozgniatamy widelcem.
3. Łączymy wszystkie składniki, dodajemy przyprawy, musztardę i majonez i wszystko razem zagniatamy na pastę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz :) Będzie mi podwójnie miło, jeśli każdy będzie podpisany.