Pokazywanie postów oznaczonych etykietą desery. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą desery. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 2 czerwca 2019

Kuskus na słodko

Jeśli Wam też dziwna wydaje się myśl o jedzeniu kuskusu jako deser, to nie jesteście sami, też miałam wątpliwości przed wypróbowaniem tego przepisu. Niepotrzebnie :) Warto otworzyć się na to połączenie smaków. Przepis z małymi zmianami z książki J.Olivera "Kulinarne podróże Jamiego". Jamie proponuje podać to jako deser, ja także początkowo tak zrobiłam, ale bardziej pasuje mi to na sobotnie śniadanie na balkonie przy ładnej pogodzie.


Składniki (na 2 porcje):
100g kuskusu
270-300ml mleka
100g suszonych moreli
1/2 pomarańczy
1,5 łyżki płynnego miodu
2-3 łyżki całych migdałów
mielony cynamon


1. Morele kroimy w kostkę i zalewamy odrobiną wrzątku (tylko tyle, żeby je lekko przykrył). Odstawiamy.

2. Kuskus zalewamy mlekiem, dodajemy łyżkę miodu i podgrzewamy na średnim ogniu 5 do 7 minut. Musimy co chwilę mieszać, żeby nie przywarł. Jeśli zacznie się robić za suchy można dodać jeszcze trochę mleka bądź wody.

3. Pod koniec gotowania kuskusu blenderujemy morele z sokiem z połowy pomarańczy. Migdały mieszamy z połową łyżki miodu (możemy je wcześniej uprażyć na suchej patelni).

4. Rozkładamy kuskus do dwóch miseczek. Na wierzch dajemy po połowie puree morelowego i połowie migdałów. Podajemy :)


niedziela, 24 czerwca 2018

Domowy sorbet truskawkowy

Nigdy nie zabierałam się domowe lody, bo myślałam, że potrzebne jest specjalne urządzenie do lodów. Na szczęście okazuje się, że można zrobić pyszny domowy sorbet i użyć jedynie miksera. A smak - niebo w gębie. Przepis wzięłam z jakiejś gazety - kawałek karteluszka walał się w teczce z podobnymi wycinkami.


Składniki (na 3-4 porcje):
1,5 szklanki truskawek pokrojonych w ćwiartki
1/4 szklanki soku wyciśniętego z pomarańczy
1/3 szklanki cukru
1 łyżeczka soku wyciśniętego z cytryny
1/2 szklanki wody

1. Cukier zagotowujemy z wodą, po czym studzimy do temperatury pokojowej.

2. Truskawki miksujemy z sokiem z cytryny i pomarańczy na gładką masę, w trakcie dodajemy po troszkę ostudzoną wodę z cukrem.

3. Masę truskawkową przekładamy do naczynia, w którym można zamrażać i wkładamy do zamrażarki na minimum 3 godziny (u mnie potrzeba było ok. 4). Co 30-45 minut wyjmujemy aby wymieszać. Po tych 3-4 godzinach ponownie miksujemy i podajemy w pucharkach.

sobota, 25 marca 2017

Jabłkowa pianka z herbatnikami

Dziś deser, co do którego miałam wątpliwości czy w ogóle zamieszczać. Poplątałam kolejność warstw. I wylałam je trochę za wcześnie przez co trochę mi się zlały. No ale w smaku było przepysznie. Więc w końcu stwierdziłam, że zamieszczam, a co tam. W końcu jestem szalonym kucharzem, a nie perfekcyjnym kucharzem. Więc po taki bezbłędny przepis, zapraszam na tą stronę, a na blogu u mnie wersja zamieszana :D


Składniki (na keksówkę długości 25cm):
4 duże jabłka
2 łyżki soku z cytryny
1 łyżka cukru
1 opakowanie galaretki pomarańczowej
1 opakowanie galaretki brzoskwiniowej
200g schłodzonego, zagęszczonego, niesłodzonego mleka
duże opakowanie petitków

1. Obrane jabłka ścieramy na dużych oczkach i mieszamy z sokiem z cytryny.

2. Do rondelka wkładamy jabłka, zalewamy 1/2 szklanki wody, dodajemy cukier i podgrzewamy. Gdy się zagotują, trzymamy na ogniu aż jabłka zmiękną, po czym zdejmujemy z ognia i mieszamy z brzoskwiniową galaretką. Mieszamy, aż galaretka się rozpuści i odkładamy do ostygnięcia.

3. Galaretkę pomarańczową rozpuszczamy w 3/4 szklanki gorącej wody i również odstawiamy do ostygnięcia.

4. Gdy pomarańczowa galaretka będzie zimna, ubijamy mikserem schłodzone mleko i powoli wlewamy do niego galaretkę. Ma powstać pianka. Jeśli wyjdzie rzadka, możemy ją wstawić na chwilę do lodówki.

5. Keksówkę wykładamy folią spożywczą. No i teraz powinniśmy zacząć od piany, a ja zaczęłam od jabłek. Nieważne. wykładamy połowę piany, przykrywamy petitkami. Potem połowę jabłek i znowu przykrywamy petitkami. Potem druga połowa piany, petitki, druga połowa jabłek, petitki.

6. Odstawiamy do lodówki na noc. Po tym czasie odwracamy keksówkę na talerz i delikatnie wyciągamy deser. Ściągamy folię i kroimy na porcje.


sobota, 30 stycznia 2016

Tarta a'la blok czekoladowy

W końcu etykieta "Małżon w kuchni" doczekała się pierwszego deseru. Od dawna Małżon o nim mówił, ponieważ dla niego to niezapomniany smak dzieciństwa zwany po prostu czekoladą cioci Marysi, chociaż wiele osób zna to raczej jako blok czekoladowy. Niestety pierwsze próby odtworzenia tego smaku nie zakończyły się powodzeniem. Pełen podziwu upór i kilka uwag od cioci Teresy zaowocowały wreszcie upragnionym sukcesem. A Małżona własna kreatywność spowodowała, że u nas w domu zmieniło się to w tartę na petitkach, która ozdobiona bakaliami może na stole uchodzić właśnie za tartę na słodko. A nawet na bardzo, bardzo słodko.


Składniki (na formę do tarty o średnicy 26cm):
2 szklanki cukru
250g palmy (może być masło)
3 lekko czubate łyżki kakao (najlepsze takie "z wiatraczkiem")
3 szklanki mleka w proszku
0,5 szklanki mleka
1/3 szklanki mielonych orzechów włoskich
15-18 petitków
ulubione bakalie do dekoracji (rodzynki, orzechy, płatki migdałowe)

1. Wszystkie składniki przygotowujemy sobie wcześniej pod ręką, bo akcja robienia jest szybka. 

2. Dno tarty wykładamy petitkami. Palmę kroimy w kostkę. 5 petitków rozgniatamy w moździerzyku na okruchy.

3. W garnku na średnim ogniu rozpuszczamy palmę. Gdy się rozpuści dodajemy kakao, cukier i mleko w płynie. Mieszamy wszystko razem intensywnie aż cukier się rozpuści i nie będzie kakaowych grudek (cytat z Małżona: grudkowalność zerowa).

4. Podgrzewamy wszystko razem aż zabulgocze, powinno to zająć 3-5 minut. Wtedy zdejmujemy z ognia, dodajemy mleko w proszku i wszystko razem mieszamy mikserem lub blenderem na gładką masę.

5. Wsypujemy okruchy petitkowe i mielone orzechy. Mieszamy i wylewamy do formy na warstwę petitek. Dekorujemy ulubionymi bakaliami i odkładamy na noc do lodówki.


wtorek, 27 stycznia 2015

Kokosowy pudding z tapioki z mango i ananasem

Czaiłam się na pudding z tapioki nie wiem od jak dawna. Chyba od momentu gdy spróbowałam go właśnie z mango i ananasem w nieistniejącej już knajpie tajskiej, gdzie jedzenie było najlepsze na świecie. W końcu przyszła pora, żeby tapioka pojawiła się u nas i zadowolona z siebie wręczyłam miseczkę z deserem Małżonowi. Padło pytanie czy tapioka jest owocem. Żebym to ja wiedziała. Zboże jakieś czy co? W końcu przyczepiłam się jedynego faktu, który o tapioce wiedziałam - "Tapiokę się robi z manioku". Widząc minę Małżona szybko dodałam "i ja Cię wcale nie obrażam". Wy też się nie obrażajcie, ale jak gdzieś kupicie tapiokę, to pudding koniecznie. Owoce można sobie do niego wg uznania dodać i na pewno wyjdzie niebo w gębie.


Składniki (na 2 miseczki jak na zdjęciu)
1/4 szklanki kuleczek tapioki
400ml mleczka kokosowego
2 łyżki cukru waniliowego najlepiej domowego
2 łyżki cukru trzcinowego
1 mango
kawałek świeżego ananasa
coś do posypania - u mnie był granat, ale mogą być np. wiórki czekoladowe, posiekane orzechy itp

1. Tapiokę zalewamy mlekiem kokosowym na godzinę.

2. W tym czasie obieramy mango i ananas. Kroimy w kostkę.

3. Do tapioki dosypujemy cukier waniliowy i cukier trzcinowy. Podgrzewamy w mleku kokosowym na małym ogniu i stale mieszamy, żeby nie przywarło. Od momentu zabulgotania tapioce potrzeba 12-15 minut żeby kulki stały się przezroczyste i kleiste - wtedy są gotowe.

4. Tapiokę wraz z mlekiem przekładamy do miseczek i mieszamy z owocami. Po chwili pudding zacznie gęstnieć. Moim zdaniem najlepszy jest taki lekko ciepły, ale nie zupełnie ostygnięty, więc posypujemy co tam mamy i jemy.


piątek, 7 lutego 2014

Zimowa sałatka owocowa

Sałatka z dzisiejszego posta to świetny sposób na deser. Tym co lubię w niej najbardziej to starta kostka mlecznej czekolady na wierzch. Tak podawała sałatkę owocową moja Mama, a potem ja też tak robiłam, ale już dość dawno. Ostatnio zastanawiałam się, czemu ja jej w ogóle nie podaję. Przypomniałam sobie w trakcie robienia - bo nienawidzę zdejmowania białych błonek z grapefruita :) Natomiast jak już się poświęciłam, to sałatka znikła w mgnieniu oka.


Składniki:
1 grapefruit
1 pomarańcza
2 mandarynki
2 kiwi
1 duży banan
3 łyżki płatków migdałowych
1 kostka mlecznej czekolady


1. Płatki migdałowe prażymy na suchej patelni.

2. Wszystkie owoce obieramy. Z grapefruita zdejmujemy białe błonki, jak nam się chce to z pomarańczy również (mi się nie chciało).

3. Kiwi i banana kroimy w kostkę, pomarańczę i grapefruita w cząstki, każdą część mandarynki w poprzek na pół.

4. W misce mieszamy owoce i płatki migdałowe. Na wierzch ścieramy na tarce o małych oczkach kostkę mlecznej czekolady.


niedziela, 3 listopada 2013

Czekolada na gorąco

Ostatnio pokazywałam Wam mój gęsty krem ziemniaczany. Następnego dnia postanowiliśmy z Małżonem nie jechać między pracą a zajęciami z tańca do domu, tylko chcieliśmy kupić kilka ciuchów w galerii handlowej niedaleko naszej szkoły tańca. Obiad też postanowiliśmy zjeść w pobliżu. Mamy tam dwa ulubione miejsca - jedno z pieczonymi ziemniakami z różnymi nadzieniami, a drugie z wietnamską zupą pho. Mówię Małżonowi, że wolałabym pho, bo z pieczonych ziemniaków to jedliśmy przecież krem dzień wcześniej. Po chwili namysłu dodałam, ale z drugiej strony dwa dni z rzędu zjemy zupę. Małżon stwierdził: "bardzo śmieszne!". Nadal nie wierzy, że to co jadł, to zupa :D 

A dziś rzecz najlepsza na długie, listopadowe wieczory - gęsta, domowa czekolada na gorąco. Jest tak słodka, że jedna filiżanka na osobę całkowicie wystarczy :)


Składniki (na 2 filiżanki):
tabliczka gorzkiej czekolady (100g)
300ml mleka (lepsze tłuste)
1 łyżka domowego cukru waniliowego

Dodatkowo:
bita śmietana
czekoladowe wiórki do posypania

1. Czekoladę łamiemy na kostki.

2. W rondelku o grubym dnie podgrzewamy na małym ogniu mleko, czekoladę i cukier stale mieszając.

3. Gdy czekolada całkowicie się rozpuści, rozlewamy na dwie filiżanki, przyozdabiamy kleksem bitej śmietany i posypujemy wiórkami czekoladowymi.

wtorek, 2 lipca 2013

Mleczny koktajl orzeźwiający cytrusowo-melonowy i jeszcze o Chorwacji

Ostatnio opowiedziałam troszkę o tym, co można zjeść w Chorwacji "na mieście". Ale nie samym knajpianym jedzeniem człowiek żyje i dziś o innych aspektach związanych z jedzeniem. Tu na pierwszy plan wysuwa się półwysep Pelješac. Jest to region winny, z którego pochodzi wino Plavac Mali. Winnice reklamują się przy drodze i w kilku zrobiliśmy przystanki. Ponieważ początek czerwca to jeszcze w Chorwacji nie sezon, ludzi było mało i w prawie każdej winnicy pracownicy mieli dla nas czas. Opowiadali więc nam o swoich szczepach, o uprawie winorośli, wyciągali mapy i pokazywali gdzie uprawiają jaką winorośl i dlaczego wino z danego obszaru różni się od wina uprawianego przecież tylko kawałek dalej. W jednej winnicy wpuszczono też nas do piwnicy pod winiarnią. A wszystkiemu towarzyszyła oczywiście degustacja. W zeszłym roku na Węgrzech w winnych okolicach byliśmy w sezonie i przez to degustacja oczywiście była, ale niczego ciekawego się nie dowiedzieliśmy. Pelješac to jednak nie tylko wino, ale także małże i ostrygi. Znajdują się tam bowiem hodowle tychże żyjątek, a przy drodze można je nabyć świeże i za przystępną cenę. My nie chcąc gotować w apartamencie skusiliśmy się na świeże ostrygi. Ja wprawdzie wiedziałam już, że ich nie lubię, ale Małżon namówił mnie, mówiąc, że takie świeże i to w Chorwacji może mi zasmakują. Niestety ostrygi to w tej chwili jedyne owoce morza, na widok których ślinka mi nie cieknie. Przy wjeździe na półwysep, w miejscowości Ston znajdują się saliny, w których sól pozyskuje się metodą odparowywania wody w płytkich, niedużych basenikach. W Chorwacji są dwa miejsca z takimi Salinami, właśnie Ston oraz Nin. To drugie miasteczko leży niedaleko mostu na wyspę Pag, która kulinarnie słynie z owczego sera Paškiego. Tam również zajrzeliśmy do gospodyni wytwarzającej ten specjał, popróbowaliśmy ser dojrzały oraz zupełnie świeży i obejrzeliśmy leżakujące zapasy sera. W ogóle sery w Chorwacji są rewelacyjne, nam najbardziej do gustu przypadł Livanjski. 

Wspomnieniem tego pysznego sera kończę opowieści o Chorwackim jedzeniu. A dziś przepis na coś, co  z pewnością pasuje do każdych wakacji :)


Składniki (na 2 porcje):
1,5 szklanki mleka
1 czerwony grapefruit
1/2 limonki
1/4 żółtego melona
4-5 listków mięty
2 łyżki miodu

1. Ćwiartkę melona obieramy ze skórki i kroimy w kawałki. Z limonki i grapefruita wyciskamy sok. Wszystko wkładamy do kubka miksującego albo do naczynia, w którym będziemy miksować. Jeśli z limonki i grapefruita zachowa się trochę miąższu, tym lepiej.

2. Wlewamy mleko do owoców i dodajemy miód oraz umyte listki mięty. Miksujemy na jednolitą masę. Podajemy od razu, bo ten koktajl lubi się rozwarstwiać gdy chwilę postoi.


Przepis zgłaszam do akcji:

piątek, 28 czerwca 2013

Prosta tarta z kremem mascarpone i truskawkami oraz kulinarnie o Chorwacji

Jak już wspomniałam w ostatnim poście, gips nie przeszkodził mi pojechać na urlop, w tym roku do Chorwacji (ściślej do Dalmacji, a w drodze powrotnej także do Zagrzebia). Jest to na tyle popularny kierunek wakacyjny, że duża część z Was pewnie już tam była. Mimo to i tak opiszę swoje doświadczenia, może komuś kto jedzie tam po raz pierwszy pomoże to poszukiwać w menu nie tylko ćevapčići oraz pljeskavicy (choć to również pyszna propozycja).

Dawno temu usłyszałam opinię, że w Chorwacji wygląda, jakby ich narodową potrawą była pizza. Jak najbardziej można odnieść takie wrażenie, pizzerie są na każdym kroku, a pizza występuje w większości menu lokali, które pizzerią nie są. W niemal każdym lokalu można też dostać różne typy makaronu z mieszanką owoców morza (czasem również risotto i sałatki frutti di mare). Oczywiście jeśli trafimy do dobrego lokalu, to z takiego spaghetti będziemy bardziej zadowoleni niż w Polsce, a to z racji świeżości morskich płodów. A co z bardziej regionalnym jedzeniem?

Naszą podróż zaczęliśmy trzema nocami w Dubrowniku. Tam miałam wrażenie, że potrawy, o których wcześniej czytałam po prostu nie istnieją (a jeśli już przypadkiem zaistnieją w jakiejś pojedynczej restauracji to z pewnością będą zbyt drogie, żeby sobie na nie pozwolić). Na szczęście później było tylko lepiej. Za najlepszą rzecz, jaką jedliśmy z Małżonem, uważamy hobotnicę na buzaru w restauracji Marco Polo w miejscowości Korčula na wyspie o tej samej nazwie. Była to strasznie szczęśliwa pomyłka, ponieważ pomyliły mi się znaczenia i myślałam, że zamawiamy grillowaną ośmiornicę (hobotnica na żaru), a dostaliśmy ośmiornicę w czymś, co można nazwać lekkim gulaszem, czy też potrawką zrobioną z cebuli, pomidorów, czosnku, oliwy z oliwek, wina i ziół (oraz może jakichś innych składników, których nie wyczułam). To był hit wyjazdu, którego już nie udało się powtórzyć, może dlatego, że znacznie częściej na buzaru występują krewetki lub małże. Z hobotnicy jadłam również rewelacyjną sałatkę, w której to ośmiornica stanowiła naprawdę 80% składu, reszta to oliwki, cebula i kapary, które nawiasem mówiąc dopiero w tym roku mi zasmakowały, zawsze byłam wrogiem kaparów. To, że pomyliłam się ze słowem "na żaru" nie przeszkodziło cieszyć się grillowanymi smakami później - kilkukrotnie jedliśmy grillowane pyszne, świeże kalmary w całości oraz ryby. Jako dodatek zamawialiśmy blitvę z krompirem czyli blitwę z ziemniakami zwaną niekiedy blitwą po dalmatyńsku. Blitwa to liście podobne trochę do szpinaku. Blitwa mieszana była z gotowanymi ziemniakami pokrojonymi w kostkę, oliwą i szpinakiem, pycha po prostu :) Z mięsnych dań najlepiej wspominam pašticadę z gnocchi. Pašticada to wołowina szpikowana boczkiem, czosnkiem i marchewką podawana w lekko kwaśnym sosie. Naprawdę obłędna. A jeśli chodzi o desery, to próbowaliśmy dalmatyński deser - rozatę. W smaku przypomina trochę crema catalana lub też karmelowy flan. Jeśli będziecie w Zagrzebiu poszukajcie również štruklji - jest to niby deser, niby danie. W sumie trudno mi to opisać, ale jest to rodzaj ciasta pośredniego między naleśnikami, leniwymi i pierogami z serowym nadzieniem, polane bułką tartą.

Na osobne kilka słów zasługuje fast food. Na początku wspomniałam już o ćevapčići i pljeskavicy. Oprócz tego, że występują w prawie każdym menu restauracji z frytkami, ajwarem i surową cebulą, można je również zamówić w bułce w fastfoodowych okienkach na ulicy (wtedy również są z ajwarem i cebulą). Jednak to co zasługuje naprawdę na uwagę to burek, sprzedawany zarówno w okienkach, jak i w prawie każdej piekarni. Jest to rodzaj tłustego, nadziewanego ciasta zawijanego w ślimaka. My próbowaliśmy z mięsem oraz z serem, ale występował również ze szpinakiem, z ziemniakami, a nawet w wersji słodkiej z jabłkami lub z wiśniami. Uwaga jednak, burek jest strasznie zapychający.

A na koniec o minusach kulinarnych całej tej eskapady. Tu pisałam tylko o tych pozytywnych aspektach i pysznych obiadach, ale gastronomia w Chorwacji jest strasznie nierówna. Dla porównania - na Krecie lub w Rzymie nie zdarzyło nam się zjeść źle, nawet w tanich miejscach. Na Węgrzech też raczej gastronomia stała na wysokim poziomie (poza jednym wyjątkiem potwierdzającym regułę). Nie wiem czy to kwestia naszego szczęścia, ale były tam tylko rzeczy dobre, bardzo dobre i pyszne. W Chorwacji to już zupełnie inna sprawa, wcale nie byliśmy pewni jak trafimy, obok dobrych knajp zdarzały się mocno kiepskawe i dlatego wybieranie knajpy zajmowało nam dużo czasu, a jak już jakąś dobrą ustrzeliliśmy to się jej w miarę możliwości trzymaliśmy (nocowaliśmy w ciągu 2 tygodni w 5 miejscach, więc nie było to zawsze możliwe).

Dziś było o jedzeniu w knajpach, w następnym poście opowiem o innych aspektach około kulinarnych Chorwacji - o winach, napojach, produktach w sklepie itp.

Rozgadałam się, ale czas pochwalić się wypiekiem - tartą z truskawkami. 


Składniki (na formę o średnicy 24 cm):
250g mąki pszennej (dałam typ 500)
160g cukru pudru
150g masła + trochę do wysmarowania formy
szczypta soli
250g serka mascarpone
2 żółtka
truskawki
wiórki czekoladowe, kokosowe lub płatki migdałowe do posypania (opcjonalnie)


1. Z mąki pszennej, masła pokrojonego na mniejsze kawałki, soli (dosłownie czubeczek noża) i 100g cukru pudru zagniatamy jednolite ciasto, przykrywamy ścierką i wkładamy na 30-40 minut do lodówki.

2. Piekarnik  nagrzewamy do 200 stopni. Formę do tarty smarujemy masłem, po czym wylepiamy jej dno i brzegi ciastem. Ciasto rwie się i kruszy, więc nie nadaje się do wałkowania. Nakłuwamy ciasto w kilku miejscach widelcem i wkładamy na 20-25 minut do piekarnika. Po tym czasie zostawiamy spód do wystudzenia.

3. Żółtka miksujemy z resztą cukru pudru na jednolitą masę. Potem dodajemy stopniowo serek mascarpone i dalej miksujemy. Mi się krem na początku nie chciał ubić, trzeba odrobinę czasu. 

4. Krem wykładamy na wystudzoną tartę. 

5. Truskawki myjemy i usuwamy szypułki. Wysuszone układamy na kremie. Ja miałam małe więc użyłam całych, ale można też układać plasterki, połówki itp. Byle ładnie wyglądało :) 

6. Ponieważ ciasto i krem są jasne, posypałam gotową tartę gotowymi wiórkami czekoladowymi, bo brakowało mi optycznie ciemniejszego akcentu, ale równie dobrze można to pominąć, albo użyć wiórek kokosowych czy też płatków migdałowych.

7. Gotową tartę wkładamy na kilka godzin do lodówki, a najlepiej na całą noc. Możemy podać ją z lodami, bitą śmietaną albo solo.



sobota, 20 kwietnia 2013

Błyskawiczny deser z puszkowanych owoców z sosem miodowym

Od kilku dni widzę ze swojego okna stoisko z warzywami i owocami. Będzie mi towarzyszyć przez całą wiosnę, lato i wczesną jesień. Na razie mogę tam kupić nowalijki, ale ani się obejrzę, a będą tam truskawki. Potem czereśnie :) Sezonowe owoce to coś wspaniałego. A póki jeszcze ich nie ma zrobiłam deser z puszkowanych. Jego niewątpliwą zaletą jest szybkość wykonania i to, że jak się ma gdzieś puszki w domu, to można go ekspresowo wykonać jak zachce się deseru. Nie nadaje się jednak za bardzo dla dzieci - smak wina jest mocno wyczuwalny.

Przepis odrobinę przerobiłam z książki E. Aszkiewicz i R. Chojnackiej '365 obiadów na polskim stole na co dzień i od święta'.


Składniki (na 3 porcje):
puszka brzoskwiń
puszka dowolnych innych owoców (u mnie gruszki)
3 łyżki miodu
70ml białego półwytrawnego wina
4 łyżki syropu z brzoskwiń
3-4 łyżki płatków migdałowych

1. Płatki migdałowe prażymy na suchej patelni.

2. W rondlu podgrzewamy razem miód, wino i syrop z brzoskwiń. Mieszamy aż uzyskamy jednolity sos.

3. W miseczkach lub pucharkach rozkładamy brzoskwinie i inne owoce. Polewamy sosem i posypujemy płatkami migdałowymi.

piątek, 28 grudnia 2012

Migdały w świątecznym, cynamonowym miodzie

Mam nadzieję, że Święta upłynęły Wam miło, spokojnie i radośnie, w gronie wszystkich bliskich, których chcieliście zobaczyć, stół uginał się i trzeszczał pod ciężarem przygotowanych przysmaków, a pod choinką wprost nie starczyło miejsca na paczki dla Was. Jeśli o mnie chodzi to dostałam kilka kulinarnych prezentów (można je obejrzeć na fejsbukowym profilu mojego bloga). Sama również przygotowałam jeden kulinarny prezent dla Teścia, który jest wielkim smakoszem miodu. Nie mogłam jednak zamieścić zdjęć na blogu, żeby w razie czego nie wydało się zbyt szybko. Dlatego dziś dopiero zdjęcia, może komuś pomoże to zrobić samodzielnie prezent w przyszłym roku. Podobne widziałam na kilku różnych blogach, ale nie pamiętam już na których. Moja cynamonowa wersja jest tak pyszna, że gdy nastąpiła ogólna degustacja tych Teściowych migdałów, Małżon poprosił, żebym zrobiła słoiczek również dla nas.


Składniki (na 1 słoiczek po 400g miodu):
100g blanszowanych migdałów w całości, bez skórek
1 laska cynamonu
1/4 łyżeczki mielonego cynamonu
ok. 300g miodu płynnego akacjowego lub lipowego


1. Migdały rozkładamy na talerzyku tak, żeby tworzyły jedną warstwę. Oprószamy je równomiernie mielonym cynamonem.

2. Do czystego i wyparzonego słoiczka wkładamy laskę cynamonu i migdały. Zalewamy płynnym miodem do pełna. Zakręcamy słoiczek.

3. Po jakiejś godzinie miód zacznie opadać, wypierając pęcherzyki powietrza, wtedy dolewamy jeszcze raz miodu do pełna.

4. Zakręcamy mocno słoiczek i odstawiamy na 2 tygodnie.


niedziela, 29 lipca 2012

Bardzo imprezowa galaretka i o urlopie na Węgrzech

Nie było mnie tu dłuższą chwilę, ponieważ przebywałam na urlopie na Węgrzech. Byliśmy samochodem, więc mieliśmy dużą swobodę i dużo ciekawych miejsc zobaczyliśmy. Poza tym jestem oczarowana Węgrami jako narodem, są przesympatyczni, pomocni, bardzo przyjaźni i to pomimo ogromnej bariery językowej - wielu z nich nie zna ani słowa w obcym języku, a z kolei język węgierski jest niepodobny do żadnego innego. Na pewno kiedyś z chęcią wrócimy na Węgry, bo czuliśmy się tam wspaniale,a do zobaczenia zostało dużo (byliśmy w Budapeszcie, a także zwiedziliśmy północno-zachodnie rejony oraz Balaton i jego okolice). Udało mi się też spróbować różnych węgierskich potraw. Ponieważ poczytałam przed wyjazdem dużo o kuchni węgierskiej, nie była dla mnie zaskoczeniem. Jednak kilka rzeczy okazało się innych niż myślałam - między innymi nie spodziewałam się aż takiej różnorodności gatunków papryk na targowisku, a także wszechobecności papryki białej. Przed wyjazdem przygotowałam sobie również listę potraw, które koniecznie chcę spróbować i poza zupą rybną udało mi się ją zrealizować. Były na niej różne gatunki kiełbas węgierskich, zupa gulaszowa, paprykarz, porkolt, leczo, papryka faszerowana, langosze i oczywiście wino. Po raz pierwszy próbowałam wina świeżego, a nie takiego butelkowanego i uważam, że takie świeże wino, pite w winnicy jest przewspaniałe. Nie wzbudziły natomiast uznania ani u mnie, ani u Małżona smakowe węgierskie wódki Palinki, dla nas smakowały jak kiepski bimber. Jakoś nikomu nie polecamy, w odróżnieniu od pozostałych jedzonych i pitych tam specjałów.

Ponieważ dziś jest mój ostatni dzień urlopu, żeby pozostać w takim nastroju proponuję przepis na imprezową galaretkę absolutnie nie dla dzieci. W czasach studenckich przywieźliśmy ją z weekendu u Przyjaciółki we wrocławskim akademiku (Halszko, pozdrowienia dla Ciebie) i co jakiś czas przygotowujemy ją dla grupy znajomych.

Przepraszam za jakość zdjęcia, ale robione było na imprezie oczywiście :)





Składniki:
3 opakowania dobrej jakościowo galaretki w jednym smaku (polecam smaki zdecydowane jak truskawka lub brzoskwinia, z delikatnymi typu arbuz wychodzi gorzej)
1/2 litra wódki
1/2 litra wrzącej wody

1. W pół litra wrzącej wody rozprowadzamy zawartość trzech opakowań galaretki (to nie pomyłka, mimo, że każde opakowanie jest na pół litra wody). Powinno nie być grudek. Zostawiamy do ostygnięcia, ale nie stężenia. 

2. Gdy galaretka jest chłodna, dolewamy wódkę, dokładnie mieszamy i wstawiamy do lodówki. Gdy stężeje jest gotowa do jedzenia. Można podawać z bitą śmietaną, choć ja osobiście wolę bez.

Uwagi:
Galaretka z wódką tężeje dłużej niż z samą wodą, ale w lodówce i tak się zetnie.
Taka galaretka słabo się nadaje, żeby zalać nią owoce - wtedy owoce nasiąkają alkoholem, a w galaretce niewiele zostaje.

piątek, 29 czerwca 2012

Lekki deser jogurtowo-gruszkowy

No i niepostrzeżenie czerwiec zleciał, a z nim Euro. Został jeden mecz, jedno rozstrzygnięcie, a potem czekanie - na Mistrzostwa Świata w 2014. Trochę smutno, wyjątkowo lubię te czerwce co dwa lata, gdy nagromadzenie meczy reprezentacyjnych jest tak duże :)

A kulinarnie do wczorajszego półfinału zrobiłam deserek. Małżon powiedział, że dobry, ale brakuje mu jakiegoś silniejszego smaku. Faktycznie wyszedł delikatny. Akurat miałam ochotę na gruszkę, ale następnym razem zrobię z owocami o silniejszym smaku, bo reszta składników pasuje do siebie rewelacyjnie, a nieskromnie powiem, że mi nawet w tej delikatnej wersji z gruszką też bardzo ten deser smakował.


Składniki (na 2 porcje):
1 duża gruszka lub 2 mniejsze
8-10 gotowych biszkopcików
200g jogurtu greckiego
spora łyżka płynnego miodu
2 łyżki migdałów w płatkach

1. Jogurt miksujemy z miodem. Gruszkę obieramy i kroimy w kosteczkę. Biszkopciki łamiemy w ćwiartki.

2. Na dno szklaneczek wrzucamy kilka połamanych biszkopcików, na to wkładamy kilka kostek gruszki i polewamy miodowym jogurtem. Potem znów kilka biszkopcików, kostki z gruszek i wierzch polewamy już bardziej jogurtem.

3. Wkładamy na 15-20 minut do lodówki, żeby deser się schłodził.

4. Przed podaniem każdy posypujemy płatkami migdałów.


wtorek, 10 stycznia 2012

Marokańska sałatka z pomarańczy

Jak każdy bloger kulinarny wypróbowuję wiele nowych przepisów, oczywiście z różnym skutkiem. Niektóre dania na stałe potem trafiają do naszego domowego jadłospisu, inne przechodzą bez echa i zostają zapomniane. Od czasu do czasu trafia się jednak coś, co smakuje mi szczególnie. Taka jest właśnie dzisiejsza sałatka, po prostu mnie zauroczyła. Jest bardzo łatwa i szybka, a efekt naprawdę obłędny. W dodatku jest z takich zimowych składników, akurat na teraz, gdy próżno szukać świeżych owoców ogrodowych.

Przepis pochodzi z książki M.Caprari "Kuchnia bez granic" i w zasadzie pozmieniałam tylko proporcje.


Składniki (na 2 porcje):
2 pomarańcze (dobrze, żeby nie były bardzo kwaśne)
8 suszonych daktyli
łyżka płatków migdałowych
pół cytryny
łyżka cukru
cynamon

1. Pomarańcze obieramy ze skórki i kroimy w plasterki. Rozkładamy na półmisku lub ładnym talerzu.

2. Daktyle kroimy w plasterki. Pomarańcze posypujemy daktylami i migdałami.

3. Sok wyciśnięty z cytryny mieszamy z cukrem. Cukier raczej nie rozpuści się do końca przy tych proporcjach, ale nie szkodzi. Polewamy nim sałatkę i odstawiamy na pół godziny do lodówki.

4. Przed podaniem posypujemy cynamonem w ilości wg uznania.


sobota, 7 stycznia 2012

Banany smażone

Oglądam sobie czasem różne nowoczesne i ładne szablony blogowe z mnóstwem opcji. Momentami nawet myślę o zmianie wyglądu mojego bloga, ale jakoś nie mogę się zdecydować. Ten mój kojarzy mi się z pożółkłymi kartkami moich najstarszych książek kucharskich, albo tych, które w ferworze kuchennych zajęć zostały oblane np. herbatą. Też jest jakiś taki pożółkły :) Niech więc sobie na razie taki zostanie. 

A wczoraj u nas był taki oto najprostszy na świecie deserek właśnie z jednej z moich najstarszych książeczek "Nastolatki przyjmują gości: J. Młynarczyk.

Składniki:
po bananie na osobę
wiórki kokosowe
jajko
masło
polewa czekoladowa

1. Banany obieramy i przekrawamy wzdłuż. Obtaczamy w roztrzepanym jajku i w wiórkach kokosowych.

2. Smażymy na maśle z obu stron aż do zrumienienia.

3. Podajemy polane polewą czekoladową.

Ja swoją zrobiłam z połowy tabliczki czekolady rozpuszczonej w kąpieli wodnej, była przez to dość gęsta i nie wygląda tak fotogenicznie jak mogłaby wyglądać gotowa polewa, ale była pyszna.


Polecam ten deser jako naprawdę ekspresowy pomysł dla niespodziewanych gości lub też po prostu na nagłe zapotrzebowanie na słodkie ;)

wtorek, 8 listopada 2011

Koktajl jogurtowo-owocowy

Dziś mam jakiś taki leniwy dzień, w dodatku totalnie bez weny, dobrze więc, że mam mało do opisania, bo koktajl szybko się robi i wymaga nakładów pracy bliskich zeru. Miałam dylemat, czy opatrywać ten post etykietą 'desery', ale w sumie czemu nie, to jest taki trochę deserek, tym bardziej, że przepis, na podstawie którego zrobiłam ten koktajl oryginalnie był na kremowy deser, tylko jak to często u mnie bywa przeszedł metamorfozę. W każdym razie polecam moją wersję, gdyż jest puszysta, lekka i orzeźwiająca. 

Oryginalny przepis pochodził z jakiegoś starego dodatku do "Poradnika domowego".


Składniki (na 3-4 szklaneczki):
duże opakowanie niezbyt gęstego jogurtu naturalnego (u mnie 360g)
gruszka
pomarańcza
2 czubate łyżeczki miodu
małe opakowanie (16g) cukru wanilinowego

1. Gruszkę obieramy i kroimy na małe kawałki lub ścieramy na tarce, z pomarańczy wyciskamy sok. Wszystkie składniki miksujemy razem kilka minut. 

2. Podajemy od razu, gdyż potem koktajl traci na smaku.


piątek, 22 lipca 2011

Legumina piankowa

Ogarnęło mnie ostatnio, wstyd przyznać, totalne kulinarne lenistwo. Do tego stopnia, że nie tylko ostatnio mało udzielałam się w kuchni, ale nawet trudno mi było zabrać się za wrzucenie pianki na bloga i tak czeka sobie już dwa tygodnie. Czas się jednak wziąć za siebie i zaprezentować coś nowego. Dzisiejszym postem nadrabiam zaległości, ale wczoraj poszalałam i w następnym poście coś czasochłonnego dla kontrastu.

Przepis na leguminę piankową pochodzi z książki E. Aszkiewicz i R. Chojnackiej "365 obiadów na polskim stole na co dzień i od święta".

Składniki:
0,5 l słodkiej śmietany 18%
1/2 szklanki mąki tortowej
1/2 szklanki cukru pudru
4 jajka
szczypta soli
konfitury lub dżem z wiśni

1. Mąkę mieszamy ze śmietaną tak, aby nie było grudek. Potem lekko mieszając od czasu do czasu zagotowujemy i po 3 minutach zestawiamy z ognia. Zagotowanie jest ważne, żeby składniki się połączyły i mąka nie miała surowego smaku, ale potem i tak trzeba masę trochę ostudzić - ma być ciepła, ale nie gorąca.

2. W tym czasie mieszamy żółtka ze szczyptą soli, a białka ubijamy z cukrem.

3. Do mąki ze śmietaną dodajemy żółtka, mieszamy, a następnie dodajemy pianę z białek i ponownie delikatnie mieszamy.

4. Wlewamy do formy (u mnie 26x26 cm) i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 150-160 stopni na 30 minut. Deser jest gotowy gdy się lekko zrumieni z wierzchu.

5. Podajemy ciepły, z konfiturą lub dżemem wiśniowym.


Uwaga, w piekarniku pianka się mocno podniesie, ale po wyjęciu zachowuje się trochę jak biszkopt i osiada.

środa, 18 maja 2011

Pieczone jabłko z migdałami

Stał sobie od jakiegoś czasu u mnie w szafie słoiczek migdałów w miodzie waniliowym i czekał na udział w jakimś spektakularnym kulinarnym przedsięwzięciu. Czasami jednak najlepsze pomysły to te najprostsze i upiekłam wczoraj jabłka z migdałami. Były oczywiście genialne, więc dziś postanowiłam je powtórzyć. Opowiadałam o nich w pracy Oksanie (którą gorąco pozdrawiam) i poprosiła mnie o zdjęcie. W pierwszej chwili nie chciałam, bo jabłka takie mało fotogeniczne - sok z nich wycieka, skóra się marszczy... A poza tym przepis jest tak prosty, że w zasadzie to żaden przepis i każdy go pewnie zna. Ale właściwie kto powiedział, że przepisy na blogu kulinarnym zawsze muszą być skomplikowane? Jak zajrzy tu ktoś początkujący to też znajdzie przepis dla siebie. Tak więc upiekłam jabłka jeszcze raz i oto są. Mąż skomentował, że szkoda, że nie mogę zamieścić tu zapachu unoszącego się z piekarnika :)




Składniki:
po jabłku na osobę
migdały w miodzie waniliowym (mogą być dowolne inne bakalie lub orzechy polane łyżeczką miodu lub też konfitura morelowa lub z renklod)
cukier (lub cukier brązowy)
cynamon


1. Jabłka myjemy, kroimy na pół i wykrawamy gniazdo nasienne.

2. Wgłębienie po nasionach napełniamy migdałami w miodzie (lub innymi bakaliami, orzechami czy konfiturą).

3. Jabłko naokoło migdałów posypujemy cynamonem i cukrem.

4. Pieczemy w piekarniku w 170 stopniach przez 20-25 minut (zależy od wielkości i gatunku jabłka).

niedziela, 17 kwietnia 2011

Koktajl brzoskwiniowy z galaretką

W nowej, ładnej kuchni powinnam przygotowywać tylko nowe, ładne potrawy. Oczywiście to pewnie mi nie wyjdzie, bo estetyczna strona potraw jest zawsze moją piętą Achillesową w kuchni, co już kilkukrotnie podkreślałam. O ile potrafię poświęcić dużo czasu na efekt smakowy, to na efekt wizualny zawsze szkoda mi czasu. Oczywiście jest to niesłuszne, przecież często sama zachwycam się jedzeniem w knajpach, gdy jest artystycznie podane. Żeby moje potrawy od czasu do czasu też zyskały na wyglądzie, potrzebne są banalnie proste przepisy, które dają ciekawy efekt. Coś takiego proponuję dzisiaj.

Składniki (na 3-4 porcje):
duże opakowanie jogurtu naturalnego
4-5 połówek brzoskwiń z puszki
cukier
opakowanie galaretki brzoskwiniowej


1. Galaretkę przygotowujemy wcześniej, żeby się stęgła.

2. Brzoskwinie kroimy na mniejsze cząstki i miksujemy. Następnie dodajemy jogurt i miksujemy chwilę razem. Gdy składniki są zmiksowane razem trzeba próbujemy i dosładzamy jeśli trzeba.

3. Galaretkę kroimy w kostkę i wrzucamy do szklaneczek, po czym zalewamy koktajlem i na wierzch dorzucamy jeszcze kilka kostek galaretki. Prościej się nie da :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...