piątek, 28 grudnia 2012

Migdały w świątecznym, cynamonowym miodzie

Mam nadzieję, że Święta upłynęły Wam miło, spokojnie i radośnie, w gronie wszystkich bliskich, których chcieliście zobaczyć, stół uginał się i trzeszczał pod ciężarem przygotowanych przysmaków, a pod choinką wprost nie starczyło miejsca na paczki dla Was. Jeśli o mnie chodzi to dostałam kilka kulinarnych prezentów (można je obejrzeć na fejsbukowym profilu mojego bloga). Sama również przygotowałam jeden kulinarny prezent dla Teścia, który jest wielkim smakoszem miodu. Nie mogłam jednak zamieścić zdjęć na blogu, żeby w razie czego nie wydało się zbyt szybko. Dlatego dziś dopiero zdjęcia, może komuś pomoże to zrobić samodzielnie prezent w przyszłym roku. Podobne widziałam na kilku różnych blogach, ale nie pamiętam już na których. Moja cynamonowa wersja jest tak pyszna, że gdy nastąpiła ogólna degustacja tych Teściowych migdałów, Małżon poprosił, żebym zrobiła słoiczek również dla nas.


Składniki (na 1 słoiczek po 400g miodu):
100g blanszowanych migdałów w całości, bez skórek
1 laska cynamonu
1/4 łyżeczki mielonego cynamonu
ok. 300g miodu płynnego akacjowego lub lipowego


1. Migdały rozkładamy na talerzyku tak, żeby tworzyły jedną warstwę. Oprószamy je równomiernie mielonym cynamonem.

2. Do czystego i wyparzonego słoiczka wkładamy laskę cynamonu i migdały. Zalewamy płynnym miodem do pełna. Zakręcamy słoiczek.

3. Po jakiejś godzinie miód zacznie opadać, wypierając pęcherzyki powietrza, wtedy dolewamy jeszcze raz miodu do pełna.

4. Zakręcamy mocno słoiczek i odstawiamy na 2 tygodnie.


sobota, 22 grudnia 2012

Śledzie z miodem i cebulką

Ostatnio nie gotowałam za dużo ponieważ choruję od dwóch tygodni. Stąd też moja chwilowa nieobecność na blogu. Dziś jednak kończę absencję, bo chcę złożyć Wam, wszystkim czytelnikom mojego bloga życzenia radosnych Świąt, niech to będzie magiczny, rodzinny czas bez trosk i oczywiście w zdrowiu, przy suto zastawionym stole.

Dziś proponuję śledziki, które wypatrzyłam u Wiosenki , oryginalny przepis znajdziecie tu, ja tylko odrobinkę inaczej przyprawiłam. 


Składniki:
400g matiasów
3 duże cebule
2 duże łyżki płynnego miodu np. akacjowego
2 łyżki octu winnego białego
4 łyżki koncentratu pomidorowego
1/4 płaskiej łyżeczki pieprzu cayenne
1/4 płaskiej łyżeczki mielonego imbiru
sól
pieprz
oliwa do smażenia

1. Śledzie moczymy w zimnej wodzie. Ja moczyłam trzy godziny, zmieniając dwa razy wodę.

2. Cebulę obieramy i kroimy w półplasterki (albo nawet jeszcze drobniej).

3. Na patelni podgrzewamy oliwę i wrzucamy cebulę, posypujemy solą i pieprzem. Gdy się zeszkli dodajemy miód i podgrzewamy na małym ogniu.

4. Po 10 minutach dodajemy koncentrat pomidorowy, ocet winny, imbir i pieprz cayenne. Podgrzewamy jeszcze 5 minut i zestawiamy do ostygnięcia.

5. Śledzie kroimy w kawałki o grubości 1,5cm. W misce układamy warstwę śledzi, warstwę cebuli i tak na zmianę. Wierzchnią warstwę stanowi cebula. 

6. Przykrywamy i odstawiamy do lodówki na 24 godziny.


piątek, 14 grudnia 2012

Udawane flaczki z żołądków

Niedawno kolega Małżona, obcokrajowiec, poskarżył się, że mój blog jest tylko w języku polskim. Spodobało mu się wizualnie kilka potraw, wrzucił w Google Translator i rezultat nie był tym, co oczekiwał. Na razie nie zamierzam co prawda prowadzić wersji w języku angielskim, ale zastanawiałam się czy nazwa dzisiejszej zupy jest w ogóle sensownie przetłumaczalna :)

Zupa wyszła przepyszna, nie mogliśmy się nachwalić. Ja nie przepadam za tradycyjnymi flaczkami, natomiast takie udawane przeszły moje oczekiwania. Inspiracją był przepis z książki "Kuchnia Polska. Zupy" pod redakcją M. Stefaniak, podaję moją wersję.


Składniki (na ok. 3 porcje):
400-500g żołądków kurzych
1 litr rosołu drobiowego (u mnie indyczy)
2 marchewki
3 grzyby mun
2 ząbki czosnku 
1 płaska łyżeczka majeranku
1/3 płaskiej łyżeczki suszonego lubczyku
1/3 płaskiej łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
1/3 płaskiej łyżeczki mielonego imbiru
1 liść laurowy
2 ziarna ziela angielskiego
2 ziarna jałowca
sól
pieprz

1. Żołądki dokładnie płuczemy i oczyszczamy. Zalewamy wodą, zagotowujemy i na niewielkim ogniu gotujemy 45 minut.

2. Marchew obieramy, kroimy w słupki.Grzyby mun przygotowujemy wg przepisu na opakowaniu. Kroimy w paseczki.

3. Podgotowane żołądki płuczemy jeszcze raz, kroimy w paseczki i wrzucamy do rosołu. Dodajemy liść laurowy, ziele angielskie i jałowiec. Czosnek obieramy lekko zgniatamy płaską częścią noża i również dorzucamy do zupy. Gotujemy na niewielkim ogniu 20 minut. 

4. Wyciągamy czosnek, liść laurowy, ziele angielskie i jałowiec. Dodajemy marchewkę i grzyby mun. Gotujemy kolejne 20 minut. Na 5-10 minut przed końcem wsypujemy pozostałe przyprawy.


Zupę zgłaszam do akcji Chrupki:


czwartek, 13 grudnia 2012

Pierogi ruskie

Ostatnio rozmawiałam z kolegą o jakimś przepisie na sałatkę. Po pytaniu o dressing stwierdziłam zgodnie z prawdą, że nie pamiętam, że mam to na blogu to pamiętać nie muszę. Po czym wyjaśniłam, że poza innymi funkcjami, mój blog jest również ściągą dla mnie, bo przy wymyślaniu i zmienianiu istniejących przepisów nie mogę spamiętać co zrobiłam, że mi smakowało. Padło pytanie "czyli siebie słuchasz w kwestii przepisów?". Odpowiedź była twierdząca. Ta rozmowa ma wiele wspólnego z pierogami ruskimi. Od czasu prowadzenia bloga zrobiłam je już kilka razy, ale dopiero teraz udały mi się proporcje nadzienia dobrać tak, że jestem zadowolona. Mogę więc je wrzucić tu, do swojej wirtualnej książki kucharskiej.

Nawiasem mówiąc te pierogi uratowały mi w tym tygodniu obiady. Robiłam je na początku zeszłego tygodnia i wszystkie pomroziłam. W tym tygodniu się rozchorowałam i jedliśmy zupę zrobioną w weekend "na potem" (przepis wkrótce), zamówioną pizzę na telefon i pierogi z zamrażarki właśnie :)


Składniki na nadzienie (wychodzi ok. 80-90 pierogów):
600g ziemniaków (waga po obraniu, przed ugotowaniem)
250g twarogu półtłustego
1 mała cebula
1 łyżka masła
1 płaska łyżeczka ostrej papryki mielonej
sól
pieprz czarny

Składniki na ciasto (wychodzi 40-45 pierogów, zrobiłam z podwójnej porcji):
2 i 1/2 szklanki mąki pszennej (typ 500) + trochę do podsypywania
1/2 szklanki letniej wody
1 jajko
2 łyżki oleju
1/5 płaskiej łyżeczki soli


1. Ziemniaki obieramy i gotujemy do miękkości. Cebulę kroimy bardzo drobno i szklimy na łyżce masła.

2. Ugotowane i ostudzone ziemniaki możemy razem z twarogiem po prostu zmielić, ale ja lubię jak nadzienie jest odrobinę niejednolite i dlatego rozgniatam bardzo dokładnie tłuczkiem do puree.

3. Do nadzienia dodajemy cebulę i przyprawy, mieszamy.

4. Składniki ciasta wrzucamy do malaksera i wyrabiamy, aż składniki się połączą. Ja jeszcze dodatkowo wyrabiam potem ręcznie przez chwilę, dla lepszej konsystencji.

5. Ciasto dzielimy na części, te, których akurat nie wałkujemy trzymamy pod czystą ściereczką, żeby nie wysychało.

6. Wałkujemy ciasto dość cienko (nieco mniej niż milimetr), jeśli się lepi do wałka lub blatu podsypujemy trochę mąką. Przy pomocy szklanki wykrawamy kółeczka, na każde nakładamy łyżeczką farsz (po kilku pierogach wyczujemy ile), bardzo dokładnie zlepiamy brzegi.

7. Jeśli chcemy pierogi mrozić, rozkładamy je na tackach tak, żeby się nie stykały i wkładamy do zamrażalnika. Po zamrożeniu dopiero pakujemy je porcyjkami do woreczków, zapobiegnie to pozlepianiu i rozwaleniu się pierogów.

8. Wodę lekko solimy i zagotowujemy, zmniejszamy ogień i zamrożone pierogi wrzucamy do wody. Czekamy aż wypłyną i gotujemy 5-7 minut w zależności od wielkości pierogów (moim 6 minut zupełnie wystarczy).

9. Jeśli pierogów nie mroziliśmy to gotujemy tak samo, tylko gotujemy minutę krócej.

10. Podajemy ze smażoną cebulką i/lub skwarkami z wędzonego boczku.


Przepis zgłaszam do akcji lejdioftehouse:

Nakarm Zamrażarkę

sobota, 8 grudnia 2012

Sok - pomarańcza, truskawka, kiwi

Ostatnio mój owocowy mix z grejpfrutem wzbudził Wasze zainteresowanie, pewnie tak jak ja u progu zimy macie ochotę na owocowy zestaw witamin. To na pewno nie ostatni zresztą. Trzy lata temu na Teneryfie znaleźliśmy fantastyczne miejsce z takimi sokami z rewelacyjnym obrazkowym menu na budce, zrobiłam wtedy zdjęcia całości i obiecałam sobie, że kiedyś je odtworzę u siebie. Oczywiście zapomniałam o tym i wrzucam do miksera własne połączenia, ale ostatnio przypomniało mi się, że mam te zdjęcia, więc jak skończą mi się własne pomysły to zacznę miksować tamte :)


Składniki (na 2-3 porcje):
2-3 pomarańcze (miałam bardzo duże wzięłam dwie)
2 kiwi
200-250g mrożonych truskawek (rozmrażamy)
1 łyżeczka trzcinowego cukru

1. Pomarańcze wyciskamy na wyciskarkach do cytrusów, bierzemy zarówno sok, jak i miąższ bez pestek i błonek, który zostanie na wyciskarce. Kiwi obieramy i kroimy w cząstki.

2. W mikserze miksujemy sok i miąższ pomarańczy, kiwi, truskawki i cukier.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Konfitura żurawinowo-pomarańczowa z maszyny

To moje trzecie podejście do dżemów/konfitur. Na pierwszy ogień poszedł dżem pomarańczowy. Teoretycznie się udał. Miał właściwą konsystencję i przepiękny kolor. W słoiczku wyglądał naprawdę obłędnie. Tylko nie owijając w bawełnę - był zbyt niskosłodzony :/ Dosłownie. Zawiniło moje wieczne zmienianie gotowych przepisów. Podane proporcje na oko w ogóle mi nie pasowały do siebie. W efekcie dżem smakował bardziej jak grejpfrutowy. Jakoś go nawet zjadłam, ale Małżonowi w ogóle nie przypadł do gustu. Na bloga to już się zupełnie nie nadawał. Drugi był truskawkowy, wolałam po prostu zrobić coś bardziej klasycznego. Tym razem nie inspirowałam się żadnym przepisem. Wyszedł idealny. Tylko nie mogłam się nim pochwalić na blogu bo... tak natworzyłam, że nie wiedziałam jakie proporcje podać. No i przyszła trzecia próba. Jest świetny smak, jest kolor i są zapisane proporcje. A więc prezentuję konfiturę żurawinowo-pomarańczową.

Inspirowałam się książeczką "Kubuś Puchatek zaprasza na piknik", oczywiście zmieniając trochę, ale tym razem nie doprowadziło to do niepożądanych rezultatów.

Przepis skierowany jest do posiadaczy wypiekaczy do chleba z funkcją dżemu. Mój maksymalnie może upiec 900-gramowy chleb, więc proporcje są dopasowane do takiego pojemnika.


Składniki (wyszło ok. 3 słoiczków):
500g świeżej żurawiny
2-3 pomarańcze (miałam bardzo duże pomarańcze i sok z trzech to było odrobinę za dużo)
150g białego cukru
1 czubata łyżka cukru waniliowego
1 łyżeczka mielonego cynamonu
1/4 łyżeczki mielonego imbiru.

1. Przy pomocy wyciskarki do cytrusów wyciskamy sok z pomarańczy. Bierzemy również trochę miąższu bez błonek i pestek, u mnie wyszło ok. 5-7 łyżek miąższu. Żurawinę myjemy.

2. Wrzucamy wszystkie składniki do pojemnika maszyny i ustawiamy na funkcję dżem. Po zrobieniu przekładamy do czystych, wyparzonych słoiczków. Możemy tradycyjnie chwilę je gotować, ale ja po prostu włożyłam do słoiczków mocno zakręciłam i odwróciłam do góry dnem - powietrze się zassało. Dla mnie to wystarczy, bo i tak nie będę długo przechowywać.



Uwaga, żurawina podskakuje w wypiekaczu jak kulki do losowania totolotka, nie ma siły, żeby coś nie dostało się pod pojemnik i nie uprażyło się tam. Poza tym żurawina zostaje w dużych kawałkach, więc jeśli lubicie dżem mocno rozdrobiony, to lepiej ją poprzekrawać na połówki przed wrzuceniem do maszyny.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...