Czasami nawet gdy gotuję coś po raz pierwszy, z dużą dokładnością przewiduję jak to będzie smakować i wyglądać. Składniki są podobne do czegoś, sposób robienia jest podobny, no generalnie danie już z czymś mi się kojarzy. Czasami jednak wychodzi coś, co mnie trochę zaskakuje. Tak też było i tym razem. Początkowo było to "coś dziwnie wygląda, chyba się na bloga nie nada, ale na wszelki wypadek zrobię jakieś zdjęcie". A potem "ale pychota, dobrze, że chociaż coś pstryknęłam". Mimo dziwnego wyglądu, naprawdę polecam.
Przepis z książki D. Ładochy "W mojej tajskiej kuchni".
Składniki (na 2 porcje):
1 średni bakłażan
250g mielonej wieprzowiny (u mnie łopatka)
3 ząbki czosnku
1 łyżka pasty tamaryndowej
1 łyżeczka sosu rybnego
1/2 łyżeczki cukru palmowego
garść liści bazylii tajskiej
2 świeże papryczki chili
sól
olej roślinny
1. Bakłażan kroimy w plastry grubości mniej więcej 0,5-0,75cm. Posypujemy solą i odstawiamy na 15-20 minut. Gdy bakłażan puści sok płuczemy plastry i osuszamy papierowym ręcznikiem.
2. Czosnek kroimy bardzo drobno, chili kroimy w cieniutkie plasterki.
3. W woku lub patelni mocno rozgrzewamy 2 łyżki oleju roślinnego. Dodajemy czosnek i wieprzowinę. Mieszamy i wlewamy 1/4 szklanki wody.
4. Dodajemy bakłażana i smażymy 3-5 minut. Dodajemy pastę tamaryndową, sos rybny i cukier palmowy, mieszamy wszystko aż cukier się rozpuści.
5. Dodajemy bazylię tajską i po minucie zdejmujemy z ognia. Podajemy z ryżem posypane plasterkami chili.
czasem tak jest, że dania są nie fotogeniczne i mało apetyczne z wyglądu, ale po pierwszym kęsie okazuje się, że smakują nieziemsko :)
OdpowiedzUsuń