Po ostatnich kulinarnych wycieczkach na inne kontynenty, dziś coś swojskiego. Klasyk, który najbardziej kojarzy mi się z obiadami w górskich schroniskach w czasie deszczu, albo przynajmniej po porządnym zmarznięciu. Micha fasolki po bretońsku to taki porządny, sycący rozgrzewacz, więc na zimę nie tylko w górach się nada. W mieście też będzie ok, zwłaszcza, że tak dobrze się odgrzewa i można od razu machnąć w kuchni cały gar i obiad na następne dni z głowy :)
Składniki (na 4 porcje):
450g fasoli Piękny Jaś (u mnie medium)
2 kiełbasy śląskie
100g wędzonego boczku
400g przecieru pomidorowego
1 duża cebula
3-4 ząbki czosnku
2 łyżeczki majeranku
1/2 łyżeczki suszonej natki pietruszki
1/4 łyżeczki mielonej słodkiej papryki
1/4 łyżeczki mielonej ostrej papryki
1 łyżeczka ostrej musztardy
sól morska
pieprz czarny
2 łyżki oleju
1. Fasolkę zostawiamy na noc w wodzie, a następnie gotujemy wg instrukcji na opakowaniu. Moja gotowała się przez 1,5 godziny. Pod koniec gotowania fasolkę solimy.
2. Cebulę i boczek kroimy w półcentymetrową kostkę. Kiełbasę kroimy w półplasterki. Czosnek przeciskamy przez praskę.
3. W rondlu rozgrzewamy olej. Dodajemy cebulę i boczek, a gdy cebula zacznie się szklić, a boczek topić, także kiełbasę. Wszystko smażymy do zrumienienia kiełbasy i całkowitego zeszklenia cebulki.
4. Dodajemy czosnek i odcedzoną fasolkę i zalewamy przecierem pomidorowym. Dolewamy 1/4 szklanki wody (lub trochę więcej, w zależności od pożądanej konsystencji).
5. Dodajemy musztardę, suszoną natkę pietruszki, majeranek i mielone papryki. Doprawiamy jeszcze solą morską i świeżo mielonym czarnym pieprzem. Wszystko dokładnie mieszamy i gotujemy na średnim ogniu jeszcze 10-15 minut.
uwielbiam :) robiłam w ubiegłym tygodniu, ale jeszcze mi mało :D
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że mało, fasolkę można jeść i jeść :)
UsuńPyszne danie, bardzo je lubię :)
OdpowiedzUsuń