Ostatni weekend spędziliśmy sobie w Bawarii na pokojach u króla Ludwika Szalonego. Od dawna już zamek Neuschwanstein był na naszej liście do zobaczenia i powiem Wam, że przewodniki, foldery, zdjęcia w internecie itd nie kłamią. On jest przepiękny i fantastycznie położony. Pięknie położone jest też jezioro Bodeńskie, u podnóża Alp, nad które udaliśmy się w następnej kolejności. Biegając po komnatach w Neuschwanstein i Hohenschwangau trochę zgłodnieliśmy i tu przechodzimy do kulinarnej strony Bawarii. Tak jak u nas są pierogarnie, tak w Bawarii na trasie natrafiliśmy na sznyclernię (sznyclownię? sznyclerię?). W życiu nie sądziłam, że sznycla można podać na tak wiele sposobów. Można było nawet zamówić takiego o średnicy 30cm (kto takie je???). Wybór był ciężki, ale w końcu Małżon zdecydował się na takiego obtoczonego w wiórkach regionalnego sera, a ja na sznycla z szynką szwarcwaldzką i żółtym serem w środku. Pycha, ale porcje nie do przejedzenia. A daleko im było do tych trzydziestocentymetrowych :))) Oczywiście w trakcie pobytu za naszą zachodnią granicą zjedzenie jakiegoś wursta to niemal obowiązek, więc innego dnia wciągnęliśmy currywursta, a do Polski przywieźliśmy bawarskie białe kiełbaski i bawarską słodką musztardę, którą pokazali nam za poprzednią wizytą w tym regionie nasi bawarscy znajomi. Dopełnieniem kulinarnej strony naszej podróży oczywiście musiało być piwko. Tym razem poznaliśmy monachijskie piwo Augustiner. Pils zadowolił moje podniebienie osoby lubiącej bardziej goryczkowe, ale pszeniczne Małżona o dziwo też mi smakowało, choć zazwyczaj fanem tego rodzaju piwa nie jestem. Sam Małżon określił to piwo jednym z lepszych weizenów jakie pił i zwrócił uwagę na fakt, że jest nieco mniej mętne od większości przedstawicieli swojego gatunku. On z kolei nie lubi piw bardziej gorzkich, mimo to degustacja mojego pilsa też wypadła zadowalająco.
Po takim wstępie powinien pojawić się tu przepis na sznycla przynajmniej. A będzie bardziej polsko. Poczciwe nasze gołąbki. Na podstawie notatek Babci :)
Składniki (wyszło mi 8 sporych gołąbków):
1 nieduża główka białej kapusty
350g mięsa mielonego wieprzowo-wołowego
100g ryżu
1 duża cebula
1 jajko
1 łyżeczka suszonego lubczyku
1/2 łyżeczki suszonej natki pietruszki
1 łyżeczka mielonej słodkiej papryki
bulion warzywny lub mięsny
sól
pieprz
olej
Na sos:
3-4 łyżki koncentratu pomidorowego
łyżka mąki
ewentualnie kwaśna śmietana
1. Kapustę gotujemy w osolonej wodzie. Ja zrobiłam tak, że podgotowałam chwilę, zlałam zimną wodą, zdjęłam wierzchnie liście i znowu ją podgotowałam.
2. Ryż gotujemy. Cebulkę kroimy w kostkę i szklimy na odrobinie oleju.
3. W misce mieszamy mięso mielone z ugotowanym ryżem, cebulką i jajkiem. Dodajemy przyprawy.
4. Na liście kapusty nakładamy porcję masy mięsnej i zwijamy najpierw boki liści do środka, a potem całość zawijamy.
5. Dno garnka wykładamy liśćmi kapusty. Na nich układamy ciasno gołąbki - to ważne, mają nie mieć szansy się rozwinąć. Jeśli trzeba układamy kolejną warstwę.
6. Wierzch przykrywamy liśćmi kapusty. Zalewamy bulionem i dusimy pod przykryciem 45-50 minut.
7. Gołąbki wyjmujemy, sos robimy dodając koncentrat pomidorowy, przesianą mąkę i ewentualnie trochę śmietany. Przyprawiamy solą i pieprzem.
zazdroszczę takiej kulinarnej wyprawy :) musiało być przepysznie :)
OdpowiedzUsuńzostało coś z tych gołąbków?? ;)
super wyprawa pobudzająca apetyt :)
OdpowiedzUsuńSmakowita wycieczka :) Gołąbki to jedno ze smaczniejszych polskich dań, ale mam nadzieję, że doczekam się kiedyś na przepis na któryś ze sznycli :)
OdpowiedzUsuńMoże się kiedyś wezmę za taki, jak kupię szynkę szwarcwaldzką ;)
UsuńUwielbiam, ale robię rzadko, za rzadko :)
OdpowiedzUsuńMam dokładnie to samo...
UsuńUwielbiam takie klasyczne gołąbki! To smak dzieciństwa, który zawsze będzie się chetnie konsumować:-)
OdpowiedzUsuń